- Jest za spokojnie – Rai
stwierdził, rozglądając się po lesie rozciągającym się przed
nami niczym zielone morze. Staliśmy pod bramą do klasztoru,
opierając się plecami o mur.- Heylin znowu coś szykuje.
- Nie zamartwiaj się tak –
odparłam lekko znudzona, krzyżując ręce na klatce piersiowej i
przyglądając się końcówkom moich włosów, falujących lekko na
wietrze. Miałam nadzieję, że farba do włosów od Kimiko długo
się utrzyma. Srebrne włosy mnie drażniły, a czerwone pasowały w
sam raz.- Nawet jeżeli coś szykują, nie przejdą do klasztoru, w
końcu my tu jesteśmy.
Niezbyt się przejmowałam.
Co Heylin mógł planować? Jack...Nie, Jack to nawet nie jest powód
do zmartwień, byłby w stanie udusić się sznurówką od sandałów.
Wuya sama nic nie zrobi. Co prawda pewnie trzyma się teraz z tą
cholerną fasolką i to bardziej niepokojące. Nie wiedziałam, co
zamierzają.
Cóż, przynajmniej Chase
nie był zagrożeniem. Chwilowo. Na razie musiał ze mną
współpracować, czy coś w ten deseń. Chodziło nam o Kimiko i
choć nasze plany tak naprawdę tworzyły między nami rywalizację,
niemal wyścig, to nie mógł mnie wydać bez wyjawienia prawdy o
sobie. Miał tak samo związane ręce jak ja.
Z tą różnicą, że ja nie
zamierzałabym odpuścić. Gdyby Chase został zdemaskowany odszedłby
i próbował ją przekonać słowami, aby do niego dołączyła. Ja
nie bałam się użyć do tego siły. Mogłabym ją nawet zabić i
czekać kolejne kilka tysięcy lat na ponowną okazję, niż
pozwolić, żeby wyszło tak jak chciał mój kochany braciszek.
Zamierzałam sprawić mu trochę problemów w ciągu tej wieczności.
- Pewnie masz rację –
szatyn westchnął i uśmiechnął się do mnie.- Jeżeli będziesz
chciała iść spać to powiedz, mogę trzymać wartę sam, w końcu
ja jestem tutaj Shoku i mogę cię zwolnić z tego obowiązku.
- Hej, sama zaproponowałam
że z tobą zostanę – wymusiłam uśmiech.- Zresztą, nie jestem
senna, ale dzięki za troskę, Rai.
- W porządku, w sumie się
cieszę że tu jesteś – poczułam na sobie wzrok brazylijczyka.
Nie spojrzałam jednak na niego. Postanowił więc kontynuować.-
Sporo mi ostatnio pomagasz, Akemi. Wiesz dużo o roli Shoku, o
treningach, o wszystkim praktycznie. Jestem ci za to wdzięczny.
- Pomagam ci, bo...bo cię
lubię – przeniosłam na niego wzrok, wpatrując się w jego
zielone tęczówki.- Bardzo cię lubię.
- Em...ja też cię
lubię...- Raimundo zmieszał się lekko, a ja chwyciłam go za dłoń,
szybko splatając z nim palce. Jego oddech lekko przyśpieszył.-
A-Akemi...
Szybko przesunęłam się
przed niego i przyłożyłam mu palec do ust.
- Ciii...próbowałam Rai,
naprawdę. Ale nie umiem panować nad sobą w twojej obecności...-
wyszeptałam, zwracając uwagę na delikatność jego warg.- Nie
umiem przestać o tobie myśleć...Wiem, że jesteś Shoku i masz
teraz dużo obowiązków, ale nie mogę się oprzeć gdy jesteśmy
tak blisko.
Wyczułam jego
zdenerwowanie. Przysunęłam się jeszcze bliżej, żeby nasze twarze
dzieliły zaledwie centymetry i delikatnie przejechałam wzdłuż
jego wargi. Jego oczy rozszerzyły się w zdziwieniu. Był
zakłopotany, tak jak chciałam. Mimowolnie uśmiechnęłam się.
- Nie powinnaś żywić do
mnie żadnych uczuć...- wypalił, ale jego głos był niepewny.- I
ja do ciebie też nic nie powinenem...
- Pozwól ułatwić sobie
życie i pozwól mi stać się jego częścią.Ważną częścią...-
szepnęłam i uśmiechnęłam się zalotnie. Zamrugał szybko.
Następne zdarzenia
potoczyły się szybko i płynnie. Ledwo przesunęłam obie dłonie
na jego tors a on pocałował mnie. Serce biło mu coraz szybciej,
czułam je pod prawą ręką bardzo wyraźnie. Zaczęłam na niego
trochę napierać i zmieniać pocałunek z delikatnego na bardziej
intensywny, zmuszając tym samym i siebie do szybszego oddychania.
Objął mnie w talii i
zamienił nas miejscami, teraz mnie przyciskając do zimnego muru i
całując namiętniej.
Wszystko szło zgodnie z
planem. Już był mój. To dawało przewagę.
Zarzuciłam mu ręce na
szyję i mocniej do siebie przyciągnęłam, przeczesując palcami
jego lśniące włosy.
Nic przy tym nie czułam.
Żadnego uczucia poza satysfakcją z wykonanego zadania.
Ciepło jego ciała nie
robiło na mnie wrażenia.
Więc chyba naprawdę byłam
już martwa.
***Raimundo***
Nie wiedziałem czy
powinienem był ją pocałować. Nie wiedziałem również, czy to
było dobre. Ale na pewno było...przyjemne. Serce biło mi jak
oszalałe, czułem ciepło w całym ciele. Gdy była tak blisko
czułem się jakby spokojniejszy. Ostatnio spędzałem z nią sporo
czasu i musiałem to przyznać – przywiązałem się do niej.
Często jej nie rozumiałem,
zachowywała się conajmniej dziwnie i nie wiedziałem, co to ma
znaczyć ani jak zinterpretować jej chłód i specyficzne podejście
do życia. Z czasem jednak przyzwyczaiłem się i przestało mi to
przeszkadzać.
Myśl, że wywoływałem w
niej tak silne uczucia i że wreszcie zdecydowała się je pokazać
przyprawiła mnie o lekkie mrowienie na plecach. Wreszcie zdjąłem
jej tą maskę obojętności z twarzy!
Z drugiej strony, nie byłem
pewien swoich uczuć. Zależało mi na niej, nawet bardzo, ale nie
umiałem powiedzieć czy ją kocham. Nie powinienem grać na jej
uczuciach.
Odsunąłem się kawek,
pozwalając nam złapać oddech. Patrzyłem jak czerwonowłosa powoli
uchyla powieki i nasze spojrzenia się spotkały. Miała jakiś
niebezpieczny błysk w oku, jednak wydawała się spokojna.
- Nie podobało ci się? -
zapytała, a jej głos nawet nie zadrżał.
- P-podobało! - zmieszałem
się nieco.- Nie o to chodzi...tylko...ja nie wiem czy powinniśmy
byli...
- To może spróbuję cię
ponownie przekonać...- uśmiechnęła się zaczepnie i zbliżyła z
powrotem do mnie, ale złapałem ją za ramiona i szybko odsunąłem
pod ścianę.
- Słuchaj, ja...-
wybełkotałem, nie wiedząc co powiedzieć. Przed chwilą nie miałem
najmniejszej ochoty tego przerywać, ale coś w środku mówiło mi,
że dobrze postąpiłem.- Przepraszam...
Popatrzyła na mnie, jakby
lekko rozgniewana. Odepchnęła moje ręce, stanęła na palcach i
pocałowała mnie w policzek.
- Ochłoń, wtedy pogadamy,
zanim powiesz coś, czego mógłbyś załować. - Szepnęła, po czym
osunęła się i ruszyła w stronę klasztoru.
Westchnąłem i spojrzałem
na księżyć.
- Co ja mam zrobić? -
mruknąłem.- Nie chcę, żeby odeszła...nie wytrzymam chyba bez
niej.